Schronisko dla Zwierząt
w Olsztynie
ul. Turystyczna 2
10-369 Olsztyn
pon-pt (9-15)
sb (10-14)
wyłącznie dla wolontariuszy
i umówione adopcje
Schronisko:
tel. 89 526 82 15
Straż Miejska:
tel. 986
ŁOBUZIA(K)
Nr rejestru 16/2014
Tel. 89 526 82 15
Jestem sporą, dosyć masywną panienką i nie wstydzę się tego. A z życiem się nie szczypię, biorę to co mi się należy, a należy się więcej niż innym. Inni towarzysze niedoli zwykle są mniejsi ode mnie, więc zapewne mniej potrzebują. Ludzie mnie trochę dołują – nie do końca im ufam. Nie daję im się złapać na arkan i prowadzić jak koń pociągowy. Co to, to nie! Żadnych spacerów!
Podobno jestem pstrokata jak sroczka, trochę czarna, trochę biała. A gdzieniegdzie na tym jasnym, ciemno nakrapiana – taka jestem pogmatwana! Mówią też, że jestem nadobna niczym Hans Kloss (to chyba komplement?). Ale tak mówią tylko ci, którzy płacą „abonament” (Rety – co za upiorne, niezrozumiałe słowo!).
Przez długi czas na naszym wybiegu panowała idealna równowaga (prawie idylla). Bo było nas cztery sztuki: dwie panienki i dwóch chłopców. A ja byłam ze wszystkich największa – nikt mi nie podskoczył. Ech, co to były za czasy! Łza się w oku kręci! Dzikuskę Leosię czasem pogoniłam a nieraz wystarczyło dać znać, że coś mi się nie podoba i ona już zmykała tak, że nijak nie można było jej dorwać, więc nawet się nie trudziłam. Niski, podługowaty Kajtek – pulpecik, zwykle czuł respekt i poddawał się moim humorom. Wtedy kładł się na grzbiecie i podkulał swe krótkie nóżki a ja łaskawie to akceptowałam. A nieraz, jak był „na chodzie”, wystarczyło stanąć nad nim i kilka razy lekko dziobnąć go w kark miękkim (tępym) ryjem. Wtedy on już wiedział, że trzeba być posłusznym.
Ale największa rozrywka była z Mopem, zwłaszcza gdy pojawił się w pobliżu jakiś dwunożny stwór. Mop mnie denerwował bo był strasznie namolny i wszędzie go było pełno, a w dodatku (o zgrozo!) był prawie tak wysoki jak ja. To niewybaczalne! Więc dawałam upust swoim szalonym instynktom i goniłam go gdzie pieprz rośnie! Najczęściej do wolnej budy („miejsce kaźni”), gdzie bywało że używałam swych zgrabnych kiełków by przekonać go, co o nim tak naprawdę sądzę. A te wszystkie piski i kwiki – to dopiero był miód na moje uszy!
Aż tu nagle wszystko się zmieniło, i to na gorsze! Kajtek i Mop przeszli do innej zagródki a na ich miejsce wstawiono Sonię. I zrobił się istny babiniec: zostały trzy sztuki - same baby. Na domiar złego ta Sonia okazała się straszną heterą. Cielista, wielka i masywna, wyposażona w paszczę budzącą trwogę, od razu zauważyła, że to ja mogę być jej konkurentką. No i zaczęło się! Ganiała mnie z miejsca na miejsce pod każdym pretekstem, nic nie można było zrobić, wszystko było źle!
A ja nie odważyłam się jej przeciwstawić. To były bardzo złe czasy!
No a przede wszystkim: jaka to wielka niesprawiedliwość tak mnie sekować!
Ostatnio wreszcie się poprawiło. Sonia poszła do adopcji i mój problem na szczęście znikł.
Tylko wciąż brakuje mi Mopa do wspólnych, aktywnych zabaw i miłego spędzania czasu. Wprawdzie ganiam teraz Leosię, bo tylko ona mi została, ale to już nie to samo. Ona zawsze jakoś się wywinie i nie da się dopaść. Ale dobre i to.
Teraz przynajmniej powrócił porządek!
P.S. Cha! Cha! Ale was nabrałem! Ja wcale nie jestem panienką, tylko tak udaję, żeby być „trendy”!
I choć nazywam się ŁOBUZ, to „gender” zawsze mnie nęcił!
Od tłumacza: Ten pies to niezły rozrabiaka. A literka „a” na końcu takiego określenia, wskazuje na
rodzaj żeński!(?). Więc ..... Łobuz to zwierz po przejściach (szczeniak znaleziony w
śmietniku), niezwykle trudny do socjalizacji. Gdy znajdzie się w sierściowym
towarzystwie, wówczas ma raczej bezpardonowy sposób bycia. Jest samolubny i
raczej nie nawiązuje psich przyjaźni. Najważniejszy dla niego obiekt to: „JA”. Więc
hołduje zasadzie: „Jeśli Kali zrobić komuś źle – to dobrze! Lecz gdy ktoś źle zrobić
Kalemu – Oj! To bardzo niedobrze!” Panicznie boi się osaczenia, wszelkie próby
schwytania go na spacer mogą zakończyć się dla chwytacza niewesoło - on odgryzie
się boleśnie, choć niezłośliwie. Bo to tylko tzw. „obrona własna”. Łobuz dlatego jest
tak wyjątkowy, że już chyba tylko on jeden nie wychodzi na spacery. W kontaktach z
ludźmi których zna, jest płochliwy, najczęściej podkula ogon i pokornie szoruje do
budy, skąd obserwuje przybysza. Ładnie wygląda, jest zdrowy, nieagresywny dla
ludzi. Trudno go nie lubić, nawet mimo jego egoistycznych zapędów!