Mono o sobie :)

Podobno kiedyś byłem młody ale to było tak dawno, że już niewiele pamiętam.  Dwunogi też mają z tym kłopot, dlatego wymyślili sobie takie liczydło dni, co się nazywa – kalendarz.  Mówią, że do olsztyńskiego Schroniska trafiłem, gdy miałem już trzeci roczek na karku.  Był rok 2000 - to pamiętam, bo wszystkie dwunogi panicznie bały się, że im się popsują te ich pstrykane maszynki co pokazują dziwne znaki i obrazki.  Oni bez nich żyć już nie mogli – dla nich to byłby koniec wszystkiego! 

Dziś mamy rok 2012 i oni znów ogłaszają koniec świata!   Widocznie to lubią.  Oj, dziwne te dwunogi!   A w tych dawnych czasach ja kursowałem sobie swobodnie po ich terytorium, pomiędzy wielkimi pudłami podziurawionymi kwadratowymi otworami.  To były takie gromadne legowiska tych dwunożnych stworów.  Nie lubiłem ich.  Wiem, że mnie bardzo skrzywdzili lecz nie pamiętam już jak.   Ale za to można się było przy nich wyżywić.  Oni do takich specjalnych klatek wyrzucali różne niepotrzebne im rzeczy a nawet wysypywali to, czego nie dali rady pożreć, nieraz całkiem smaczne kąski.  A od różnych mazideł rozchodziła się tak pociągająca woń, że z rozkoszą można się było w nich wytarzać – co za ulga!  

Niektóre dwunogi były całkiem znośne, bo dodatkowo wystawiały jedzonko dla rozmaitych czworonogów.   Niestety, kto pierwszy ten lepszy a ja nie miałem jakoś ochoty ani odwagi aby się z innymi ścigać, tym bardziej, że można było przy tej okazji nieźle „zarobić” jakimś solidnym, twardym kłem!   Koty to co innego – one nawet mnie się bały, więc w takich razach sprawa była uproszczona.  Fakt, że nie było lekko, zwłaszcza zimą, ale zawsze jakiś nocleg, lepszy lub gorszy gdzieś się wygrzebało.  No i trzeba było wystrzegać się dwunogów – oni potrafili bez żadnego powodu poczęstować bolesnym kopem!   Ale za to jaka swoboda!   Robiłem co chciałem!   

Aż nadszedł ten dzień, gdy mnie zgarnęli.   Mówią, że to było jesienią 22 października, a ja podobno wałęsałem się wtedy po ulicy jakiegoś generała Kutszeby ( lub podobnie ), którego zresztą wcale nie znałem.   U dwunogów generał to taki przewodnik stada, samiec alfa i wielki wojownik.  W czasie zajadłych walk on najlepiej wie jak podejść przeciwnika, przeprowadzić atak i rzucić mu się do gardła!   No więc tego pechowego dnia namierzyli mnie, złapali i wsadzili do takiego pudła na okrągłych nogach.  Ze strachu niewiele widziałem, pamiętam tylko, że to pudło przez jakiś czas dziwnie się trzęsło i burczało.   Aż w końcu otworzyli je i wyciągnęli mnie.  I od tej pory przebywam już w całkiem nowym miejscu – w jakimś stadzie szalonych paszczaków!   Po co to zrobili? – do dziś nie wiem.  Nie rozumiem tym bardziej, bo ponoć jeden ze słynnych dwunogów powiedział kiedyś: „Lepszy na wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki!”.  Oni się tym bardzo szczycą i nawet własne dzieci uczą tego w szkole. 

 

Oj, dziwne te dwunogi!


Od tłumacza: Ten mocny, sarkastyczny akcent kończący wywody Mono, to jak sądzę kwintesencja jego filozofii. Myślę, że Mono poddawał w wątpliwość każde działanie, nawet to które czynione było dla jego dobra! On wciąż dziwował się naturze ludzkiej i pojmowanym  wprost niekonsekwencjom w postępowaniu tych wyniosłych stworów. Dlatego nie był  w stanie pojąć tego, że przygarnięcie wałęsających się, wycieńczonych, chorych i głodujących futrzaków, często po prostu ratowało im życie!                                            

To wspomnienie Mono, spisane w 2012 roku, jest bardzo ważne dla całego cyklu paszczakowych zwierzeń. Przede wszystkim dlatego, że to właśnie Mono zainicjował taki sposób odzwierzęcych relacji. No i dlatego, że przecież wszystkie one, nim znalazły się w olsztyńskim schronisku, też musiały być kiedyś przyłapane na włóczęgostwie, w sobie tylko znanym miejscu przebywania. Ten okres „przed”, zanim przygarnięto te istoty, pozostanie już tylko ich wyłączną tajemnicą. Tak więc zwierzenia Mono to jedynie taka przykładowa fantazja na temat indywidualnych psich odczuć, związanych z tym wydarzeniem.                                                                                    

Mono „ucapiony” został 22 października 2000 roku na ul. Kutrzeby w olsztyńskiej dzielnicy „Jaroty”, w wieku ok. 3 lat.  Przez bardzo długi czas figurował w rejestrze schroniska pod Nr 1, dlatego tłumacz nadał mu „światową” ksywkę: „Namberłanek”. Mono to też niekwestionowany rekordzista w długości czasu pobytu w schronie.     Zanim został „udomowiony”, przeżył tu 12 lat i 4 miesiące, prawie całe swoje życie!    W nowym domu pomieszkał zaledwie 8 miesięcy. Odszedł za Tęczowy Most w domu,  28 października 2013 roku, w wieku ok. 16 lat.                                                                  

 Zdjęcia Mono, wykonane w różnych okresach, też mogą o nim co nieco powiedzieć: zarówno te najstarsze autorstwa Anny Zduniak, gdzie nasz bohater jest jeszcze „młody i piękny”, jak i te późniejsze od tłumacza: na spacerze, w schroniskowym boksie, wreszcie w nowym domu. W większości łączy je jedno: ten psiak panicznie bał się wszystkiego, a już najbardziej dotyku, więc zawsze i wszystkim ustępował.

Wyjątkami od takich jego obrazków są: pierwsza fotografia – portret młodego psiaka, świeżego nabytku schroniska, oraz jedna z ostatnich – już w domu, gdzie Mono smacznie sobie śpi i być może nawet śni ... o potędze, niczym Biały Kieł!