Rico o sobie :)

Wołają na mnie RICO i jestem z tego bardzo dumny, bo wiem że to szlachetne, światowe imię! 

Liczę sobie już sporo latek, a wiele z nich spędziłem w tutejszym Schronie. Jednak nie pękam!

Towarzystwo mam dobre, również wielkiego formatu - zwie się Hamlet i jest dużo wyższy ode mnie, lecz to mi wcale nie przeszkadza.  Mój szczęśliwy numerek to:  7 (wylosowałem go w 2016 r.). 

Jestem dosyć masywnym, sporawym i dobrze owłosionym niskopodwoziowcem. Coś na kształt nieźle wypasionego wilka, skrzyżowanego z jamnikiem.  Dlatego jeden taki dwunożny stwór mówi na mnie: „tłuścioszek”.   To chyba dobrze, nieprawdaż?  Bo przecież kochanego ciałka nigdy za wiele!   Ten pokraczny homozwierz to Rom – niepoprawny „dogoman”.   I chyba już tylko on wciąż podziwia moje „szczękodzieło”, w postaci misternie powyginanych prętów w dolnym rzędzie oczek ogrodzenia mego boksu.  On co jakiś czas z niedowierzaniem obejmuje mnie oburącz za paszczę, tak jakby chciał wybadać czy wciąż posiadam ten niesamowity turgor, który gna mnie do rozpychania siatki.  Nic na to nie poradzę, ale widocznie w mym ryju drzemie tak wielka siła, że jeśli tylko ktoś ma coś do wyoblenia, wystarczy to wmontować w moje ogrodzenie, a ja już w mig się z tym sprawię!  Ten Rom-dziwoląg ma na tę okoliczność tylko jedno, jakieś głupawe powiedzenie:  „To wszystko z nudów, Wysoki Sądzie!”  

- Nic nie kapuję !


Od tłumacza:  A więc RICO – ta urocza baryłka pełna autentycznego humoru i nieposkromionego

                        wigoru!  To prawda, że Rico nie jest wysportowanym, filigranowym młodzikiem. To

                        raczej trochę toporna, niskopodwoziowa i nieco „przyciężkawa artyleria”.  Lecz mimo

                        swej cokolwiek dziwacznej postury, Rico wciąż olśniewa niespotykaną łagodnością,

                        a przy tym to taki niekwestionowany „twarzowiec”. To stworzenie fascynujące inaczej,

                        bo jego tajemnicza mina (tragiczna? bezradna? zdziwiona?), dosłownie zniewala!

                        Lecz to, niestety, podobnie jak tusza, jest skutkiem przewlekłego schorzenia tarczycy.

                        Jednak myliłby się ten, kto by twierdził, że to pies niepełnosprawny.  Na spacerach

                        jest bardzo ruchliwym, radosnym paszczakiem, często dokazuje z większym od siebie

                        Hamletem, a bywa że czasami trzeba nawet hamować jego mobilne zapędy aby się

                        nie przeforsował. Zazwyczaj dotyczy to tempa marszruty, które Rico stara się „podbić”,

                        nie zważając na własne, ograniczone przecież możliwości (Ot, i zadyszka gotowa!).

                        Zwracając uwagę na niesamowite „modyfikacje” w ogrodzeniu zagródki Rico,

                        pokazuję domniemane skłonności huncwota do „rozwiązań siłowych”, chociaż nie do

                        końca jestem przekonany, czy to akurat on jest rzeczywistym sprawcą tego dzieła.

                        Ale tak już wyszło, bo to właśnie Rico pasuje do opisu rzeczonej czynności

                        (przynajmniej wzrostem, tuszą i pokrojem ryja), mimo że nigdy nie był przyłapany na

                        gorącym uczynku! 

                        Tyle o domniemaniach.  A co może mu sprawić prawdziwą przyjemność?

                        Otóż on uwielbia, gdy się go czochra u nasady ogona, wówczas z rozkoszy aż

                        przestępuje z nogi na nogę i „zarzuca” zadkiem, zupełnie jakby odprawiał jakiś

                        rytualny „taniec Świętego Wita”.  Poza tym w upalne, letnie dni, zaprowadzony

                        „do wód” (rzeka Wadąg to takie ich sanatorium), pasjami pławi się zanurzony po szyję

                        i  .....  gdyby nie ogon, z tyłu można by go wziąć za bobra!